(Prawie) wszyscy zadowoleni


1940873_w2Przed losowaniem par 1/2 finału Ligi Mistrzów jednego mogliśmy być pewni: jakkolwiek by ono się nie zakończyło, będziemy świadkami dwóch wielkich pojedynków. Teraz – już na chłodno – wydaje się, że tylko jeden z półfinalistów nie może być z losowania zadowolony. Kto taki?

Nie ma się co łudzić. Z całym szacunkiem, to Borussia Dortmund wydaje się drużyną najsłabszą z całej czwórki. Wiem, że pisząc te słowa niejako podpisuję jednocześnie na siebie wyrok, bo przecież na terenie naszego kraju nastała wręcz swego rodzaju moda na kibicowanie BVB. Wiadomo – trójka Polaków, która radzi sobie naprawdę świetnie i odgrywa kluczowe role w zespole zdobywającym najważniejsze tytuły. Przed rozpoczęciem fazy play-off piłkarskiej Ligi Mistrzów zewsząd dało się jednak słyszeć głosy, że dla byłego już mistrza Niemiec sporym osiągnięciem będzie awans do ćwierćfinału. Jednak w momencie, kiedy rywalem na tym etapie okazał się hiszpański zespół z Malagi, podwyższono oczekiwania wobec niemieckiej ekipy. Wszak kim jest Malaga? Drużyną, która przeżywa niewyobrażalne problemy i prawdopodobnie za rok w europejskich pucharach nie zagra. Andaluzyjczycy pokazali jednak, że nie przez przypadek w ósemce najlepszych drużyn Europy się znaleźli. Tylko ogromne szczęście sprawiło, że zespół z Dortmundu wyszarpał – wydawało się – niemożliwy do wyszarpania awans. Ja tu pitu, pitu, ale to nie Borussia jest drużyną, która po losowaniu mogłaby czuć niesmak.

Skoro już stawiam Borussię na pozycji najsłabszej drużyny z całej czwórki, również i Real Madryt nie ma prawa narzekać. „Królewscy” na pewno pałają jako taką żądzą rewanżu za remis i porażkę z Niemcami w fazie grupowej. Bukmacherzy stawiają madrytczyków w roli dość poważnego faworyta do awansu i odpadnięcie drużyny Jose Mourinho będzie wielką niespodzianką, zwłaszcza że – mimo że sam Portugalczyk i cała drużyna twierdzą co innego – obsesja na punkcie Decimy staje się coraz większa. We wspomnianej fazie grupowej Real ugrał przeciwko Borussii zaledwie jeden punkt. Sęk w tym, że wówczas nie był to ten sam Real co obecnie. Podkreślają to wszyscy obserwatorzy i mają absolutną rację. „The Special One” nie popełnił błędu z poprzedniego sezonu i uzyskał najlepszą formę swoich podopiecznych na decydującą fazę sezonu. Rok temu Cristiano i spółka już po 90 minutach rewanżu z Bayernem oddychali rękawami. Teraz taka sytuacja na pewno się nie powtórzy. Oczywiście – liga jest przegrana, ale kto w tym momencie przejmuje się ligą. Madryt jest w finale Pucharu Króla i ma otwartą drogę do kolejnego pucharowego finału na Wembley. Real Borussii się nie przestraszy, strachu nie odczują jednak także i Niemcy. – Nikomu nie trzeba mówić, że Real to trudny rywal. Prawda jest jednak taka, że to jedyna z tych trzech drużyn, którą udało nam się w tym sezonie pokonać – komentował wynik losowania trener BVB, Jurgen Klopp. I to jest właśnie jedyna minimalna przewaga dortmundczyków.

Barcelona. To właśnie ona – drużyna uważana przez wielu za najlepszą w historii futbolu – powinna zacząć się obawiać. Bayern jest obecnie w imponującej formie. To prawdziwy niemiecki walec, który zrównuje z ziemią wszystko, co napotka na drodze. Borussia z monachijczykami na krajowym podwórku nie miała szans. Dla Realu Madryt „Bawarczycy” od wielu, wielu lat kojarzą się ze wszystkim co najgorsze. Bayern pewnego razu znalazł sposób na „Los Blancos” i tym samym sposobem za każdym razem ich pokonuje. Rok temu Real był bliżej Decimy, niż nigdy dotąd, ale to właśnie Jupp Heynckes i jego wataha stanęli mu drodze. A „Barca”? „Barca” mimo tego, że ciągle jest drużyną wielką, że ciągle odnosi spektakularne wyniki, daje pewne oznaki słabości. W przeciwieństwie do Realu czy Bayernu, zarówno w 1/8 finału, jak i w ćwierćfinale musiała sporo się namęczyć, aby wywalczyć awans. Zewsząd daje się słyszeć, że powoli gra „tiki-taką” nie przynosi już takich efektów, że rywale nauczyli grać się przeciwko Katalończykom.

Wydaje się, że idealnym rywalem dla Barcelony byłaby Borussia. Obydwie drużyny prezentują bardzo zbliżony styl i mogłyby nieco się ze sobą pobawić. Dortmundczycy nie próbowaliby dostosować swojej gry do rywala. Barcelona również byłaby sobą. Nie twierdzę oczywiście, że zmieni się na dwumecz z Bayernem, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo monachijczykom jest to absolutnie obojętne jak zagra rywal. Jeśli podopieczni Heynckesa zagrają tak agresywnie, jak przeciwko Juventusowi, jeśli tak, jak przeciwko Włochom, nie pozostawią zbyt wiele miejsca Messiemu i spółce, to nawet Xavi zacznie w końcu posyłać niecelne podania. „Bawarczycy” to w tym momencie bez wątpienia najpoważniejszy kandydat do wygrania całych rozgrywek.

Osobiście bardzo chciałem, aby w półfinale doszło do starcia Realu Madryt z Barceloną. Czy chcieliby tego piłkarze obydwu drużyn? Stołeczni na pewno. „Królewscy” udowodnili, że nie mają już kompleksu Barcelony. Teraz to właśnie „Blaugrana” może zacząć obawiać się meczów z Realem. Mając w pamięci te wszystkie insynuacje o tym, że losowanie 1/4 finału miało być ustawione, tym bardziej skłaniałem się ku opcji, iż w półfinałach zmierzą się ze sobą drużyny z tych samych krajów – aby uniknąć finału, w którym grałyby ze sobą zespoły tej samej narodowości. Z drugiej jednak strony, cała piłkarska Europa już rok temu wyczekiwała tak upragnionych finałowych Gran Derbi. Rok temu były one dużo bardziej prawdopodobne, niż teraz…

Posted on 12 kwietnia, 2013, in Madridismo unido, Miszmasz and tagged , , , , , . Bookmark the permalink. Dodaj komentarz.

Dodaj komentarz